książka nad morzem
„Literacki Sopot” już za nami, a szkoda, bo chciałoby się więcej, słuchać i debatować o sprawach ważnych, przy akompaniamencie szumu morza, bez względu na pogodę i okoliczności.

Pozostaje czekać do następnej edycji, oby była równie ciekawa jak tegoroczna. Co tu dużo mówić – było świetnie! Niech żałują wszyscy, którzy nie odwiedzili Sopotu w trakcie trwania festiwalu – przez cztery dni, już po raz trzeci, przyciągnął tłumy uczestników, współtworzących atmosferę, nad którą unosił się duch debaty literackiej. O nudzie nie było mowy! Program wydarzenia został stworzony z myślą zarówno o tych, którzy szukali przyjemnej rozrywki, jak i tych, którzy zwykle preferują lekturę ambitną.
Zawitały gwiazdy literatury polskiej i rosyjskiej, nominowani do Nike, sławni reportażyści, dramatopisarze i twórcy komiksów. Wystarczy wymienić takie nazwiska jak Aleksandra Marinina, Iwan Wyrypajew, Małgorzata Rejmer, Patrycja Pustkowiak, Jacek Hugo-Bader, Sylwia Hutnik, Ignacy Karpowicz czy Łukasz Orbitowski.
Nie będę się rozpisywać na temat doskonale przygotowanego programu, bo już trochę czasu minęło. Chciałabym opowiedzieć o swoich wrażeniach po spotkaniach z zaproszonymi do kurortu gośćmi.

Czekałam na spotkanie z Boel Westin autorką biografii „Mama Muminków” i doczekałam się. Wreszcie! Nie mogło być przyjemniej: scenografię tworzyło morze, słońce lekko przypiekało na scenie nikt inny jak znawczyni Muminków, wybitna profesor, specjalistka od literatury dziecięcej, przyjaciółka Tove Jansson, zdradzająca kulisy prywatnego życia słynnej pisarki, jej słabości, też fenomen twórczości, i  to, że trolle były tylko epizodem… Bo Tove Jansson to przede wszystkim malarka, co często podkreślała szwedzka badaczka. Malarstwo było jej pasją, miłością, a przez wiele lat środkiem utrzymania.

Może i Muminki nie były dla Tove najważniejsze, ale właśnie dzięki nim cały świat zachwyca się tymi uroczymi „brzuchatymi” bohaterami i to właśnie muminkowe opowieści weszły na stałe do klasyki literatury. Ich perypetie ciągle bawią, uczą i skłaniają do przemyśleń. Ta wielopłaszczyznowość i mnogość wyrazistych bohaterów w połączeniu z przygodami jakie przeżywają, opisana w sposób ciepły i pełen humoru stanowi o fenomenie twórczości Jansson.
– Tajemnica pisarstwa Tove tkwi w głębokich przemyśleniach na temat kondycji człowieka – mówi Boel Westin. – Jej opowieści docierały do wielu odbiorców w rożnych zakątkach świata. Utopijna rzeczywistość wszędzie zdobywała uznanie czytelników, odnajdujących w tych opowiastkach tak naprawdę siebie samych – dodaje autorka biografii.
Następne spotkanie,w którym uczestniczyłam odbyło się z Patrycją Pustkowiak w sopockiej Zatoce Sztuki. Przekonało mnie do zapoznania się z jej debiutancką powieścią „Nocne zwierzęta„. Opis kilku dni z życia Tamary Mortus to szereg alkoholowo-narkotycznych wizji jakie przeżywa, wędrując ulicami Warszawy. Tu wszystko może się zdarzyć, nie brakuje brutalizmów, ironii, trafnych metafor.
– Byłam znużona portretami kobiet we współczesnej literaturze – zdradza autorka. – Odeszłam od stereotypowego postrzegania kobiety. Połączyłam realizm z fantazją, mrok z elementami humorystycznymi. Chciałam sprawdzić jakie będą społeczne konsekwencje zachowań mojej bohaterki – tłumaczyła Patrycja Pustkowiak.
Pisarka przyznała, że czyta literaturę mocną, często brutalną, a jej fascynacja wzięła się jeszcze z dzieciństwa, z zainteresowania bajkami braci Grimm, gdzie nie brakuje cierpienia i okrucieństwa.
Nie zawiodłam się na wywiadzie z Sylwią Chutnik. Jak zawsze energetyczna! Nie boi się mówić głośno i wyraźnie o kobietach, a przede wszystkim o jednostkach wyrwanych ze bezlitosnych statystyk. Bohaterowie jej powieści krążą wokół nas. Opisuje kondycje społeczeństwa na przykładzie pojedynczych historii, w których nic nie jest tak jednoznaczne jak się wydaje, to raczej półcienie tworzą głębię obrazu.
– Nie piszę balsamów dla duszy – zapewnia nas pisarka. – Po przeczytaniu moich opowiadań nikt nie poczuje się lepiej, to raczej tematy, z którymi należy się zmierzyć. Nie będzie cudownych rozwiązań – podkreślała Chutnik.
Na pytanie o lektury, które lubi, nie daje jasnej odpowiedzi, wszystko zależy od dnia i nastroju. Śmiało wyraża się na temat rzekomego kryzysu narracji, tabloidyzacji, Sosnowca i całej reszty. Wzbudza sympatię, ma szacunek do mocnych słów i trudnych tematów – dobrze. Za to ją cenię.
Nie czytałam „ości”, nie są mi znane „Balladyny i romanse”, przymierzam się do „Sońki” dlatego spotkanie z Ignacym Karpowiczem było wydarzeniem! Opowiadał o książce, która wywarła na nim swoje piętno. Pisał ją siedem lat i jak stwierdził:
– Jakkolwiek pretensjonalnie to zabrzmi, myślę, że urodziłem się po to, żeby napisać Sońkę.
Usłyszałam opowieść o Soni – bohaterce wojennej zawieruchy, która pochodzi ze świata, odchodzącego nieodwracalnie w zapomnienie. Jej archaiczna wiara, język i sposób postrzegania rzeczywistości wydają się śmieszne, a jednak na podziw zasługuje heroizm kobiety, która straciła wszystko, a mimo to trwa.
Autor podkreślał w wypowiedziach, że groźba prawdziwej wojny, łamiącej ludziom życie niestety pozostaje ciągle realna. Zagrożenie nie zniknęło dlatego należy starać się zaprojektować świat tak, żeby nie było okazji do powtórek z historii.
„Mocną” książką jest powieść Małgorzaty Rejmer „Bukareszt. Kurz i krew”, o której niewiele można powiedzieć, bo milczenie jest najlepszym komentarzem, do przejmujących opisów miasta i losów jego mieszkańców. Świetny reporterski język, niepokojące piękno, które zachwyca i budzi przerażenie.
Na spotkaniu z czytelnikami ta emanująca spokojem kobieta w sposób delikatny, wysublimowany opowiada o podróży w głąb ludzkich dramatów. Nikt nie pozostaje obojętny na historie Rejmer, a przede wszystkim na to, w jaki sposób je opowiada.
Wśród maratonu spotkań, targów, literackich festynów, koncertów wisienką na torcie było wystąpienie Mariusza Szczygła. Wrażliwego obserwatora współczesnej rzeczywistości, chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Ambasador polskiego reportażu przyciągnął tłumy! Wszyscy byli ciekawi kulis powstawania „Antologii 100/XX” i tego co decydowało o wyborze tekstów. Pytanie wcale nie dziwiło redaktora,  ze szczerością i humorem odsłaniał perypetie powstawania dwutomowego zbioru:
– Jedne teksty trafiły tam bo były rewolucyjne na swój czas – Kapuściński, Urban, inne, bo czyta się je z gulą w gardle – Krall czy Mackiewicz, a wszystkie starają się opowiedzieć o XX wieku jak wielka literatura – opowiadał 
Czy reportaże są modne? W gazetach coraz mniej miejsca na ten typ relacji. A jednak, chcemy to czytać, oswajać rzeczywistość. Świadomie odkrywać co się wokół dzieje. Poznawanie  Innego sprawia, że przestaje być on taki straszny. Media nie dają odpowiedzi, raczej wzmagają w nas niepokój, a dobry reportaż wiele objaśnia, przedstawia od początku do końca.

Mój wybór festiwalowych osobistości był mocno subiektywny. Nie dało się być wszędzie, wszystkiego odsłuchać i zobaczyć. Działo się naprawdę wiele. Panowała nadzwyczajna atmosfera –  wsłuchiwania się w wypowiedzi osób niezwykłych, charyzmatycznych, wpływających na nasze postrzeganie świata, a jednocześnie, tworzących dla nas rzeczywistość alternatywną, na wysokim poziomie. Cieszę się, że miałam zaszczyt uczestniczyć w wydarzeniu, dostarczającym mi wiele tematów do przemyśleń i niezapomnianych wrażeń. Wzbogaciło o inne spojrzenie na sprawy, o których świat często zapomina, a przecież są ważne.

Zapraszam do obejrzenia filmiku, jest o tym czego nie opisałam, a co warto wiedzieć o wydarzeniu „Literacki Sopot”