woda i liść
Lato było gorące, wyjątkowe, pełne wrażeń. Przyznam szczerze, niewiele opisałam książek, których historie wzbogaciłyby mojego bloga, za to, dałam się porwać wakacyjnym wrażeniom z literackich spotkań, festiwali i spacerów.

 

Letni czas rezerwowałam sobie na uczestniczenie w  wydarzeniach związanych z promocją książek i czytelnictwa.
Najbardziej ucieszyło mnie spotkanie z Jerzym Bralczykiem na Plenerze Czytelniczym w Gdyni. Nie obyło się bez autografu i krótkiej rozmowy na temat przygotowywanej książki o imionach i ich historycznym kontekście, która ukaże się już wkrótce.
O Literackim Sopocie można by opowiadać w nieskończoność, działo się wiele, a moją uwagę zwrócił panel dyskusyjny „Małe jest piękne” prowadzony w nastrojowej atmosferze Dworku Sierakowskich. Rozmowy toczyły się wokół odważnych literackich decyzji. Udowadniano, że warto podejmować ryzykowne kroki i nie poddawać się konsumpcyjnym trendom czytelniczym. Opłaca się wydawać poezję, z nieomal artystycznym zacięciem dbać o elementy edytorskie, na które składa się książka. Czy opisywać historie, tylko z pozoru banalne… o czym opowiadał Grzegorz Kaspedke, a Katarzyna Domańska z Wydawnictwa Dwie Siostry podkreślała jaką rolę odgrywają ilustracje – przede wszystkim mają dopełniać tekst, tworząc nową jakość.
Ocenić książkę po okładce to nie lada wyzwanie, wiedzą o tym specjaliści Piotr Rypson i Przemek Dębowski. Ich profesjonalizm wykorzystał Tadeusz Dąbrowski, by słuchacze przekonali się, że:
– Książkę powinna projektować jedna osoba – mówił projektant książek, wydawca w Wydawnictwie Karaktery, Przemek Dębowski. – Jest wtedy wykuta z jednej bryły. Fascynuje mnie moment przejścia od świata materialnego. Ta nieprzewidywalność – papier się wygina, są drobne przesunięcia rysy – opowiadał.
W rozmowie z Tadeuszem Dąbrowskim obaj twórcy z pasją mówili o tworzeniu szaty graficznej książek. Wyłaniał się świat nieznany, często dla czytelnika niezauważalny, a jednak bardzo ważny, decydujący o odbiorze książki jako dzieła – rzeczy materialnej. W sztuce projektowania wychodzi na jaw ekspresja, wrażliwość, troska i czułość.
Po tej dyskusji przekonałam się, że książki papierowe zawsze będą wygrywać z elektronicznymi – pomimo mojej sympatii i wygody, głównie ze względu na ich sensualność. Z własnego doświadczenia wiem jak ważny jest rodzaj papieru, zapach, kolor, wielkość, obwoluta, bo wszystkie te elementy tworzą z czytania magię. Wchodzę w świat opisywanej historii, ale też w świat książki, jej atrybutów.
Rozmowa, prowadzona przez Dąbrowskiego, otworzyła mi oczy na wiele aspektów „czytelniczej rzeczywistości”, zaczynając od wizji książki, jej formatu, a kończąc na gustach „okładkowych” polskich czytelników.
Po dywagacjach, dotyczących poziomu edytorskiego, estetyki, typografii  książek wydawanych w małych wydawnictwach, przyszedł czas na oddech i spacer. Tym razem była to przechadzka po Gdańsku, w doborowym towarzystwie pisarzy i poetów, dla których Gdańsk stał się inspiracją do opisania opowieści. „Literackie spacery po Gdańsku” zorganizowane przez Instytut Kultury Miejskiej to cykl spotkań pokazujących miasto z zupełnie innej perspektywy- od strony literackich skojarzeń czy igrających z rzeczywistością słów. Wreszcie, też do poznania twórców i ich literackich fascynacji, skupiających się wokół Gdańska. Na spacer zabrali nas: Barbara Piórkowska, Krystyna Bonda, Tadeusz Dąbrowski, Stefan Chwin, i inni. Wszyscy udowadniali, że Gdańsk to nie tylko hanzeatycka tradycja, panienka z okienka, Schopenhauer, Wolne Miasto czy kolebka „Solidarności”, co przede wszystkim:
– Gdańsk jako miasto był i jest tematem poezji na wskroś awangardowej, nowoczesnej, w której popiół z kamienic mieszał się i miesza z diamentami natury artystycznej – udowadniał poeta Andrzej Mestwin Fac.
Ciekawy okazał się wirtualny spacer zorganizowany przez Stefana Chwina, którego książki są dla mnie „literacką ucztą”. Zaprosił słuchaczy do Oliwy – jednej z najpiękniejszych dzielnic Gdańska, a także „genius loci” pisarza.
-Dlaczego właśnie do niej powracam w prawie wszystkich moich książkach? – zagaduje retorycznie Chwin. – Bo to była wyspa. Kiedy urodziłem się po wojnie, oddzielały ją od Gdańska wielkie pola, pola dawnego Luftwaffe, od strony Sopotu suche łąki  i sosnowe kępy, za którymi błękitniało morze – tłumaczył.
Wycieczka Chwina zainspirowała mnie do odkrycia Oliwy na nowo, przez pryzmat starych zdjęć, brukowanych uliczek, widoku z Pachołka i  nowego odczytania „Hannemana”.
Lato nieuchronnie odchodzi, zostawiając miłe wspomnienia: wiele niezapomnianych spotkań, dostarczyło inspirujących znajomości, ciekawych pomysłów. Przyniosło wiele radości z podróży i nowo poznanych miejsc…