Czytając opowieść „Dziecko śniegu” Eowyn Ivey, czułam krystaliczny powiew mrozu, skrzypienie śniegu pod stopami, przenikliwą i niepokojącą biel ciągnącą się, aż po horyzont. Przerażała groza i obojętność tej krainy, gdzie wszystko może się zdarzyć…

(…) życie jest o wiele piękniejsze i bardziej przerażające, niż byliśmy w stanie w to uwierzyć w dzieciństwie, a szukanie odrobiny magii pośród drzew na pewno nikomu nie zaszkodzi.
Gdzieś na dalekiej Północy wymyślają swoje szczęście – dziewczynkę. Wśród drzew pokrytych śniegiem rozgrywa się fantasmagoria dwojga najbliższych sobie ludzi. W głębi serca wierzących w cud i tworzących go sobie, gdzieś na granicy jawy i snu, nocy i dnia, smutnego życia i srogiej baśni.
 
Jack i Mabel zawsze marzyli o dziecku. Szukając ukojenia, przeprowadzili się na Alaskę. Uciekli przed swoją tragedią, przed zbędnymi słowami, pytaniami, wirem miasta i problemami. Nowe życie z dala od ludzi, miało ich uwolnić od wspomnień. Czy im się udało?
Są razem, ale nie umieją już być ze sobą. Dzieli ich przepaść bólu i nie zabliźnionych ran. Jack ucieka w ciężką pracę. Mabel nie może się pogodzić ze stratą dziecka. Jest bliska samobójstwa. To co miało ich łączyć, coraz bardziej dzieli, zupełnie jakby wieczna zima topiła miłość. Coraz bardziej się od siebie oddalają.
 
 (…) Alaska to kraina zagubionych mężczyzn i skompromitowanych kobiet (…). Taka właśnie była Alaska – surowa i pierwotna.
 
Oboje przekonują się, jak wielkim żywiołem jest ta nieodgadniona kraina, jak jest biedna, dzika i obojętna. Tutaj wychodzą na jaw wszystkie ludzkie słabości, a nieudolność jest surowo karana. Czują się opuszczeni…
 
Pewnego dnia wszystko staje się możliwe. Dają się uwieść magii. Padający śnieg wyzwala w nich dziecięcą radość życia i tęsknotę za tym, co głęboko skrywane. W jednej niesamowitej chwili beztroski, lepią ze śniegu postać dziewczynki.
 
Przyklęknęła na ziemi i nadała podstawie bałwana kształt spódniczki owijającej biodra śniegowej dziewczynki. Sunąc dłońmi po powierzchni, zgarniała i uklepywała śnieg, by nadać figurze kształty małego dziecka. (…) Te delikatne rysy twarzy (…), zdradzały tak wielką tęsknotę.
Urzeczywistniają swoje marzenie. Odtąd życie zacznie mieć sens i barwę. Świat skuty lodem zawirował, rozdając dwojgu smutnym starym ludziom rolę do spełnienia niczym w rosyjskiej baśni. Muszą przestrzegać zasad i kochać bez pytań i zastrzeżeń, nie zważając na przerażające zakończenie tej okrutnej opowieści.
 
Piękna, wzruszająca, pełna napięcia i nieoczekiwanych zwrotów historia o miłości i wielkiej nadziei. Rzeczywistość przeplata się tu z baśnią, a niepewność z wiarą w cuda. Spotkanie z tą książką odmienia, bo wierzę, że „możemy wymyślać swoje zakończenia i przedkładać radość nad smutki”.
 
Autorka – Eowyn Ivey