miejsce i imię

Diamenty – luksusowe, wieczne i upragnione! W tym tkwi ich magnetyzm, ale też przekleństwo. O czym przekonamy się w najnowszej książce Macieja Siembiedy pt. „Miejsce i imię”. Bo oto gra toczy się o miejsce i nadanie mu należnego imienia, a w samym centrum, tej sensacyjnej zagadki, znajduje się najpiękniejszy diament świata. Okryty legendą i sławą genialnego „czarnego szlifu”, za który wielu oddałoby fortunę, a niektórzy zapłacili życiem… Jaki będzie wynik tej zaskakującej opowieści, której scenariusz napisało samo życie?  

Wkraczamy do rzeczywistości, która rządzi się tylko i wyłącznie swoimi prawami, a wszystko koncentruje się wokół diamentów. To XIX-wieczny Amsterdam, mekka jubilerskiego świata. To tutaj brylant ma swoją cenę i skrywa niejedną tajemnicę i tutaj tworzy się niedościgniony wzór  – czarny szlif! Jego precyzja wykonania nie ma sobie równych. To dzieło sztuki, za którym kryje się genialny samouk – Dawid Schwartzman. Jak nikt inny, w tym żydowskim zagłębiu jubilerów, rozumie te szlachetne kamienie, a nawet słyszy ich mowę… Tylko on zna sekret i sposób wydobycia ich spektakularnego piękna. Uwielbia je i one odwdzięczają tę miłość, dając olśniewający zachwyt.

„Diamenty dały mu i odebrały Martę, (…). Diamenty uwiodły go, pozwoliły mu zrozumieć i odkryć czarny szlif, który okazał się przekleństwem. Diamenty sprawiły, że został skazany za zbrodnię której nie popełnił. A teraz wtrąciły go tu do obozu. (…) A jednak mimo udowodnienia niewinności znalazł sie gdzie? W szlifierni diamentów nadzorowanej przez SS”. 

Czas holenderskiej, diamentowej hossy kończy się z chwilą nastania II wojny światowej. Od tej pory diamenty i sposób ich obróbki są dla żydowskich jubilerów gwarantem przetrwania, wekslem na życie. Wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Annaberg, pracują, żeby przeżyć. Trafia tam też wybitny samouk – Dawid. W tych niesprzyjających, warunkach tworzy najpiękniejszy brylant. Kamień, który ma stać się przepustką do wolności. Czy rzeczywiście nią będzie?

Nic nie daje gwarancji na życie. To co zapowiadało się bezpieczną przystanią i schronieniem przed śmiercią, okazało się mglistym marzeniem… Obóz pracy w na wzgórzu Annaberg tak, jak nagle powstał, tak szybko zniknął, a wraz z nim wszyscy żydowscy jubilerzy. Co się stało, z tak dobrze funkcjonującą fabryką diamentów? Przywożonych przez holenderskich żydów, wyciąganych z transportu do Oświęcimia. I dlaczego, komuś tak bardzo zależało na zatuszowaniu śladów niemieckiego więzienia na Górze św. Anny? 

„Diamenty są symbolem szczęścia i luksusu, choć powinny kojarzyć się z cierpieniem i śmiercią (…). Zabiły więcej ludzi niż niejedna epidemia. Zawsze szła za nimi chciwość i bezwzględność”. 

Po kilkudziesięciu latach ta historia powraca za sprawą izraelskiej organizacji Jad Waszem, szukającej mogił pomordowanych w czasie wojny Żydów. Zleca ona odnalezienie miejsca pochówku holenderskich jubilerów, zabitych w niewielkim obozie koncentracyjnym na Górze św. Anny, byłemu prokuratorowi Jakubowi Kani (tu). Wychodzą na jaw niespodziewane fakty. Kolejni świadkowie rzucają inne światło na śledztwo. Mnożą się znaki zapytania i nic nie jest już tak logiczne, jak na początku. Sprawa nabiera tępa i jest tak intrygująca i niebezpieczna, jak czasy, w których ta historia miała miejsce. Bo za zleceniem poszukiwania grobów stoi czyjaś żądza zapanowania nad światowym rynkiem diamentów. Z drugiej strony – ktoś fanatycznie pragnienie wskrzeszenia idei faszyzmu. I wreszcie, trwa walka o „miejsce i imię” zwykłych ludzi, którzy stanęli na drodze diamentowego szlaku. 

Czy detektyw podoła wyzwaniu i odkryje wszystkie elementy tej zawiłej układanki? Czy Kani uda się przechytrzyć wrogów? Jaki skarb kryje Góra św. Anny?

Powieść ekscytuje do ostatniej chwili! Akcja wciąga bez reszty. Pełno tu zwrotów sytuacji, intryg, niespodzianek, niedomówień, tajemnic… i typowego dla czasu wojny bolesnego tragizmu. Autor mnoży zagadki, prowadząc czytelnika w coraz to nowe zakamarki przeszłości. Fabuła trzyma w napięciu, bo finał każdego z wątków śledztwa zaskakuje. Z detektywistyczną skrupulatnością ujawnia to, co od dawna zasługiwało na sprawiedliwą ocenę. Nie tylko o przeszłość tu chodzi, choć to właśnie historia stała się sprężyną wszystkich wydarzeń. Bez niej „miejsce i imię” nie miałoby żadnego znaczenia, Góra Świętej Anny byłaby jedynie malowniczym zakątkiem, a Amsterdam pozostał nadal diamentowym centrum świata. Jednak los pomieszał szyki… Przemienił miejsca, zatarł imiona, ukrył tajemnicę i tylko jedno nie uległo zmianie – pragnienie odkrycia prawdy i przywrócenia pamięci!

Książka Macieja Siembiedy tylko z pozoru wydaje się prostą, sensacyjną powieścią. I tylko przez moment mam wrażenie, że ta gra z historią nie ma końca… Bo tutaj nic nie jest tak oczywiste, jak się wydaje, bo nie tylko o diamenty tu chodzi, ale oto, co jest najważniejsze – o dziejową sprawiedliwość i przywrócenie należnej pamięci i czci tym zapomnianym i tym niesprawiedliwie potraktowanym.  

 

miejsce i imię

Za możliwość przeczytania książki dziękuję – Autorowi

i wydawnictwu.

  miejsce i imię