żarówki
„Tęsknota, smutek, osamotnienie, pogarda, podziw, zemsta, czułość, rozpacz, euforia, pycha, chciwość, wyuzdanie, skromność, obojętność, pożądanie i przede wszystkim miłość są na kartach tej książki wszechobecne. One były dla mnie najważniejsze…” – mówi Janusz Leon Wiśniewski o swoim zbiorze opowiadań – „Moje historie prawdziwe”.

Historie prawdziwe dzieją się tuż obok nas, gdzieś w zakamarkach blokowisk, dzielnic, miast. Opowieść o Marcie, której samotność jest bezterminowa, a ona sama w stanie ciągłego oczekiwania na czyjś gest, uśmiech, dzwonek do drzwi, telefon. Czy opowiadanie o Ginie wzbudzające litość, bo jak można opierać swój sukces, jedynie na symetrii twarzy, jędrnym biuście i długich  nogach. Ocalały z katastrofy lotniczej Roland traci chęć życia po amputacji nóg, aby na nowo zrozumieć czym ono tak naprawdę jest i kto nie wyobraża sobie bez niego życia

Historia Marcela, Andrzeja, Stefana, Marty, Markusa są prawdziwe, szczere, przejmujące. Z opowiadań wyłania się postać współczesnego człowieka – samotnego, cierpiącego, zanurzonego w pustce.

„Marta czuje pustkę, wewnętrzne zimno, opuszczenie i jest w stanie ciągłego czekania. (…) Bezterminowa samotność jest nieludzka.”
Autor wsłuchuje się w codzienne życie. Przedstawia je nam bez patosu, ckliwości i sentymentalizmu. Nie ocenia nie daje odpowiedzi, nie kończy. Pozostawia to nam – czytelnikom. Skłania do spojrzenia na życie z innej perspektywy, od strony drugiej osoby. Bohatera, który zwierza się nam, opowiada o swoich rozterkach małych i większych dramatach.
 
„Czuję się połknięta, przetrawiona i wytrawiona z godności, a potem zwymiotowana”.

Książka podzielona jest na trzy działy: Ona, On, Oni. Każdy można czytać jako odrębną całość poświęconą Jej, czy dylematom Jego. Wiśniewski zadaje pytania, porusza sprawy, na które nie ma odpowiedzi, bo jak znaleźć wytłumaczenie na to, co przynosi los. Jego bohaterowie są w jakiś szczególny sposób doświadczeni przez życie. Przejmująco smutni, wzbudzają żal, a ich osobiste dramaty wzruszają.


Ona jest zwykle delikatna, wrażliwa, trochę zagubiona, często samotna lub ogarnięta żalem po utraconej miłości. Życie nie szczędzi jej bólu, rozgoryczenia. Zna cierpki smak zdrady, wykorzystania i opuszczenia. Często towarzyszy jej wstyd i chciałaby o nim zapomnieć, jak w przejmującym opowiadaniu – „Naznaczenie”.

„Jeśli chcesz to opowiem ci o wstydzie. Czuję go dzisiaj. I do dzisiaj nie wiem, który z moich wstydów jest bardziej przejmujący…”
Kobieta u Wiśniewskiego ma w sobie wewnętrzne piękno, dobroć kontrastującą z panującym rozkładem wartości, a nawet zła. Podporządkowuje się regułom, wtapia w szarzyznę dnia powszedniego i chciałaby zapomnieć… jak w „Zapomnieniu”.
 
On często jest zagubiony jak dziecko, ulegający pokusom, zdradzający i nieszczęśliwy. Często się zastanawia czy światu potrzebni są jeszcze mężczyźni?
„(…) mężczyźni są niczym innym jak tylko bezwolnymi ofiarami popędu, pasożytami samic, dążącymi jedynie do zachowania gatunku. Jones uważa, także że mężczyźni są na wymarciu. Wszystkiemu winien jest chromosom Y”.  
Oni już nie są ze sobą szczęśliwi, a ich uczucie gdzieś umknęło. Zastanawiają się ile czasu trwa miłość? Próbują zabliźnić rany przeszłości. Uporać się z kalectwem, chorobą, a nawet śmiercią najbliższych. Po prostu żyją obok siebie, często nie zauważając jedno drugiego lub nie chcą być zwyczajnie sami, pokaleczeni, obdarci z resztek złudzeń, obcy…
 
Wszystkie opowiadania zebrane w tomie „Moje historie prawdziwe” tworzą pełen obraz człowieka – zagubionego, wewnętrznie rozdartego i szukającego oparcia, a przede wszystkim miłości. Nie można obok tych literackich miniatur przejść obojętnie, zapomnieć… należy je czytać co jakichś czas, dawkując sobie porcję przemyśleń.
 

 

Czytając miałam wrażenie, jakby ktoś kazał mi się zatrzymać i zastanowić nad tym, co w moim życiu się zdarzyło, co mnie zabolało i co pozwoliło mi odzyskać spokój i uśmiech wewnętrzny. Co jest najważniejsze, co mi umyka, co wiem, a czego nie rozumiem? Szukam odpowiedzi, analizuję, obserwuję…

„Prawo do sprawiedliwego sądu nad kimś mamy dopiero wtedy, gdy zechcemy i będziemy starali się zrozumieć. A do tego potrzebne jest przekroczenie pewnej granicy intymności. Dopiero za tą granicą wolno nam zacząć budować własną teorię dobra i zła, ciągle pamiętając, że i tak będzie względna”. 

 
Recenzja ukazała się na portalu PAPIEROWE MYŚLI