ulica
Dzień Czerwonego Kapturka wydał mi się idealny do opisania książki, która zafascynowała mnie od „pierwszego wejrzenia”. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie. „Czerwony Kapturek w wielkim mieście Aarona Frischa i Roberto Innocentiego, przykuwa uwagę, budzi emocje. To jest to, co najbardziej intryguje.

Nasza baśń dzieje się w lesie. W tym lesie niewiele jest pni i liści – składa się on raczej z betonu i cegieł”
Akcja „Czerwonego Kapturka w wielkim mieście” rozgrywa się w miejskiej dżungli. Dziś miasto staje się ponurym baśniowym lasem, nieprzeniknionym światem naszej podświadomości. To miejsce stworzone przez Innocentiego jak ze złego snu, a przecież tak bardzo realistycznego. Nic nas tu nie dziwi, a jednak wyzwala lęk i potęguje grozę.

 

Poznajemy Sophię, dorastającą dziewczynkę, którą mama prosi o odwiedziny i zaopiekowanie się schorowaną babcią. Przestrzega córkę, aby nie zbaczała z drogi. Dziewczynka wyrusza w podróż, na spotkanie z babcią. Przemierza ciemne zaułki metropolii, pogrążonej w mroku, chaosie i krzykliwym przepychu neonowych reklam. Na ulicach walają się śmieci, w zakamarkach czają bezdomni. Kłują w oczy agresywne graffiti. Mijani przechodnie przypominają posępne kreatury z horroru, a w bocznych uliczkach grasują gangi. Galeria handlowa kusi bogactwem atrakcji, omamia przepychem, a jednocześnie przeraża tłumem ludzi, wrzaskliwą reklamą, mocnymi kolorami.

W tym mieście „zawsze trzeba zachować czujność”, bo „wszyscy patrzą, ale nikt cię nie widzi”, mimo tłumu przechodniów, tysięcy drogowskazów i ostrzeżeń przed wkroczeniem na złą drogę, istniejących tajemnych przejść i skrótów, czających się zasadzek, o których nie śniło się autorom pierwowzoru. W tej historii puste ścieżki nigdy nie są naprawdę puste, za każdym zakrętem może czaić się niebezpieczeństwo, a finał opowieści niekoniecznie musi zgadzać się z tym, który znamy z klasycznej wersji baśni…

 

Obraz miasta wypełnia niepokojąca atmosfera, sugerująca nadciągającą katastrofę. Stary wilk z dawnej baśni wydaje się naiwnym bohaterem, w porównaniu z postacią grasującą po wielkim mieście, która ukrywa się za niezliczoną ilością masek. Jest bardziej podstępny i groźny.

„Czerwony Kapturek…” Innocentiego to opowieść, która dzieje się tu i teraz. Pulsuje od kontrastów: porażającej biedy z bogactwem centrów handlowych, szarości z neonową kolorystyką, niewinnej dziewczynki z czającym się za rogiem złem.

„Tak naprawdę wilki i szakale są do siebie podobne. Mają te same nikczemne uśmiechy”. 

Mroczny klimat baśni dopełnia tekst Frischa, który nie zawsze jest tak spójny i płynny w zestawieniu z ilustracjami. Warstwa literacka momentami irytuje. Jednak obraz rekompensuje braki tekstowe. Bardziej to powieść graficzna z całym bogactwem detali i drobiazgów, z których każdy ma swoje ukryte znaczenie.

Roberto Innocenti zaskakuje, po cudownym „Pinokiu” i równie udanej „Wyspie Skarbów”. Czaruje fabularną głębią i wieloznacznością. Pobudza wyobraźnię czytelnika za sprawą sugestywnych obrazów. Buduje napięcie, oczarowując specyficznym, ponurym klimatem, którego źródłem jest poczucie zbliżającej się nieuchronnie klęski.
Wizualna strona opowieści jest doskonała, pod każdym względem, pozbawiona jakichkolwiek słabych punktów. Jest prawdziwym ilustratorskim majstersztykiem. Po raz kolejny, ta stara baśń w nowoczesnej formule, wywołuje dreszcz grozy i każe rozliczyć się z własnymi lękami. Otwiera nowe pole do interpretacji i skojarzeń. 

Po spotkaniu z książką Innocentiego i Frisha wielkie miasto już nigdy nie będzie takie samo!

Roberto Innocenti opowiada o swoich książkach:



Jak myślicie, czy współczesna wersja „Czerwonego Kapturka w wielkim mieście” jest ostrzeżeniem dla najmłodszych, przed „wilkami” czyhającymi na okazję? A może to tylko zabieg artystyczny, zmierzający do zaskoczenia odbiorcy? Czy przedstawiona reinterpretacja baśni ma jeszcze sens?