Spłowiały stary płaszcz, oderwany guzik, kieszonkowy kalendarz, skórzana portmonetka w kształcie podkówki, karteczki, kartoniki pokryte nieczytelnymi bazgrołami… można pomyśleć: po co komu te rupiecie? A jednak, ta nikomu niepotrzebna zbieranina opowiada historię… 

Z biografii Anny Król „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” wyłania się wrażliwy, wyczulony na detal artysta – Jarosław Iwaszkiewicz, dla którego najważniejsze było pisanie, a najbardziej bał się starości. W jego życiu główna rolę odgrywał czas – bezlitosny nadzorca, który objawiał się nie tylko w splocie zmarszczek, ale też w odchodzeniu świata, dobrze znanego, bezpiecznego i przewidywalnego. Po kolei znikały ulubione miejsca, przyjaźnie i wielkie miłości.

 
Wchodzę do gabinetu pisarza i widzę przystojnego mężczyznę pochylonego nad kartką papieru skupionego na pracy, a potem dojrzałego literata zadowolonego ze swojego dorobku, aby na koniec ujrzeć niezdarnego staruszka, pogrążonego w zadumie i patrzącego ze smutkiem gdzieś w dal…
 
„Pokój pisarza jest pełen nieopowiedzianych historii. Są zaklęte w przedmiotach, pochowane w szufladach i zapisane w najbardziej osobistych kalendarzach i notesach. Wszystko jest tu ciekawe i wciągające. Półka z książkami stojąca pod oknem, maszyna do pisania zamknięta w niebieskim futerale, podręczny stolik obok biurka zawalony starymi katalogami i albumami o sztuce, wreszcie samo biurko. Staroświeckie, duże, ciężkie…”
Rzeczy przywołują obrazy z przeszłości. Zdjęcie w ramce na biurku, a na nim uśmiechnięta dziewczyna… Wspomnienie o Hani – żonie Jarosława, osobie drobnej, delikatnej, obdarzonej artystycznymi zainteresowaniami i wrażliwą naturą. Ona kochała za bardzo, aż do szaleństwa. On ją podziwiał. Do końca zostali troszczącymi się o siebie przyjaciółmi. Ich związek wymykał się definicji „modelowego małżeństwa”. Od początku akceptowali różnicę charakterów i temperamentu erotycznego. Otwarci na twórcze dyskusje i intelektualne spory. Zawsze wracali do ukochanego, rodzinnego Stawiska.
 

„Małżonków łączyły duchowa i intelektualna wspólnota, rodzina, dom i zainteresowania. Dzieliły namiętność i życiowa zachłanność”.

 
Widzę góralską ciupagę i przenoszę się do Zakopanego. Willa z werandą, już od rana tętni życiem i muzyką Karola Szymanowskiego… – komponował do popołudnia. Iwaszkiewicz pisał w pokoju z widokiem na Tatry. Podziwiał góry i tworzył „Brzezinę”. Na jej kartach zapisywał własną rozpacz wobec „szaleństwa Karola, postępującej choroby, niedawnej śmierci Jurka Lieberta i jakiegoś przeklętego fatum, które zsyłało gruźlicę na kolejnych bliskich mu ludzi”.

Echa tych pożegnań słychać w „Pannach z Wilka”,  „Tataraku” czy „Sławie i chwale”. Odchodził też w zapomnienie magiczny obraz górskiej osady, niegdyś wabiącej artystów widokami i tamtejszym folklorem. Ucichnie echo spotkań artystycznej bohemy. Znikną wielcy twórcy. Nie spotkają się już Malczewski, Witkacy, Nałkowska, Makuszyński… Ulotni się atmosfera inspirującej zabawy, ustępując miejsca wszechobecnej wojnie.

 
Patrzę na kalendarzyk z 1958 roku, a w nim spis lektur, napisanych listów oraz plany kolejnej pracy. Dalej – niepozorne karteczki, kartoniki i nieczytelne bazgroły – przechowują zaskakujące anegdoty, fakty, marzenia, niespełnione obietnice, miłosne liściki. One najbardziej fascynują. Zawierają w sobie tajemnicę, niespodziankę, zdradzają sekrety. I listy – piękne, szczere, ręcznie pisane. Z czułością i życzliwie do Marii Dąbrowskiej, Jana Parandowskiego, Juliana Stryjkowskiego i do kochanych wnuków, a te najczulsze do żony.
 
„(…) w listach pozwalał sobie na więcej. Traktował korespondencję jak oczyszczenie. Nie owijał w bawełnę, analizował siebie i własne ograniczenia. Pisząc do najbliższych, bywał stęskniony, pożądliwy, słaby, proszący. W życiu codziennym odwrotnie”. 

Poznałam człowieka zmagającego się z trudnościami dnia codziennego, a jednocześnie zanurzonego w swoim świecie wewnętrznym. Dostrzegającego kruchość życia i nieuchronność przemijania i rozpadu. Pisał o starości, brzydocie, rozkładzie, o tym jak bezbronni jesteśmy wobec czasu, jak bardzo chcemy się przed nim obronić i uciec przed prawdą.

 

Odkryłam tajemnice Iwaszkiewicza, dzięki wrażliwości i wspaniale poprowadzonej narracji. Autorka zaprosiła mnie do tajemniczego domu, zatopionego wśród zieleni, do Kopenhagi, do szpitala, w którym przebywała Anna, też do Zakopanego, Sandomierza, Rabki. Przysłuchiwałam się rozmowom, obserwowałam spacery, przeżywałam jego zakazaną miłość, a potem opłakiwałam odejście żony… Na nowo odczytałam „Brzezinę”, ponownie odkryłam artyzm „Sławy i chwały”, zrozumiałam przesłanie „Tataraku”. Wiem, co ukształtowało jego twórczość, jakie zdarzenia, jacy ludzie i jak ogromny smutek. 

„Iwaszkiewicz zza biurka uśmiecha się do mnie młodymi oczami, ale na blacie widać starcze dłonie. A potem znów widzę te duże, trochę nieprzyzwoite usta w parze z niepasującymi do nich starymi oczami w grubych okularach – trochę mętnymi, trochę zmęczonymi”.

Wszystkie cytaty są z książki – Anny Król, Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie, wyd. Wilk&Król, Warszawa 2015