Brook zaprzecza teoriom, poddającym w wątpliwość autorstwo sztuk Szekspira. Opisuje historię amerykanki Dalii Bacon – jakoby twórcą dramatów miał być brat jej pradziadka. Po wielu latach udowodniono, że Dalia nie ma dowodów, popierających jej wersję. Kobieta została uznana za niezrównoważoną i w efekcie trafiła do domu dla obłąkanych. Dementuje prawdopodobieństwo używania pseudonimu „Szekspir” przez królową Elżbietę I wspólnie z nieślubnym synem. Hiszpańska Żydówka, występująca na stronach sonetów, jako Czarna Dama, podejrzana o autorstwo dramatów, okazała się niepoważną pomyłką.
Interesująca jest dygresja na temat Werony – miasta najsłynniejszych kochanków. Reżyser wspomina sędziwego przewodnika, oprowadzającego go po domostwie Kapuletów, opowiadającego niestworzone historie, aby pod koniec nadać pikanterii, pokazuje autentyczny sztylet, którym przebił się Romeo… Obruszony Brook stwierdził:
„Jak pan znosi to, że co dzień opowiada pan te historyjki, jakby pan w nie wierzył, chociaż doskonale pan wie, że nie ma w nich ani grama prawdy?”
Na co przewodnik z przekonaniem odpowiedział:
„Owszem ma pan rację. Ale tu w Weronie każde dziecko wie, że nie było żadnego Szekspira”.
I wiele innych opowiastek, wprawiających czytelnika w zdziwienie, a świadczących o ciekawej drodze dociekania prawdy, na temat autentycznego autorstwa i życia poety.
Mistrz odsłania kulisy sztuki scenicznej przy okazji sławnego „Tytusa Andronikusa”, wspominając pracę z Laurencem Olivierem i Vivien Leigh, którzy pokazali geniusz aktorski, wydobywając z tego dramatu całe przejmujące piękno. Nie może nie wspomnieć o sztuce „Tymon Ateńczyk” z mistrzowska rolą Paula Scofielda, który podbił serca i umysły widowni. Ta szesnastowieczna sztuka ubrana we współczesne realia przybliża krwiożercze zasady przedsiębiorczości i sukcesu. Ukazuje kruchość fortuny, przyjaźni, interesów, tak dobrze znane.
„Wielki eklektyk” współczesnej sceny często stosował zaskakujące zabiegi, będące kluczem do interpretacji całego przedstawienia. Tak też się stało w sztuce „Stracone zachody miłości”, gdzie malarstwo romantyczne odcisnęło swe piętno, otwierając nowe ścieżki do odbioru sztuki. Podobny zabieg artystyczny zastosował w sztukach: „Wieczór Trzech Króli” i „Opowieści zimowej”. Tak opowiada:
„(…) nie umiałem sobie wyobrazić sztuki bez obrazów. Stworzenie takiej metafory scenicznej, która momentalnie otworzy widza na nieznany świat, wydawało mi się najważniejsze”.
Autor wspomina, iż w jego pracy nie mogło się obyć bez wnikliwego odczytywania tekstów stratfordczyka. Analizowania każdego wersu – jego dźwięku i znaczenia w kontekście gry aktorskiej. Tłumaczy jak emocje, intonacja, tempo wyrastają z poezji, dlatego moc słów, myśl i uczuć stanowią jedność. Liczy się tylko znaczenie, czyli cała istota poezji.
„Życie sztuki zaczyna się i kończy wraz z czasem trwania przedstawienia. Autor, aktorzy i reżyserzy wyrażają w nim wszystko to, co chcą przekazać widzom. (…) Żadna forma ani interpretacja nie jest na zawsze. Form trzeba utrwalić na pewien krótki czas, a potem uwolnić. W miarę jak świat będzie się zmieniał, będą powstawały nowe zupełnie nieprzewidywalne Sny – i tak właśnie ma być”.
„Wolność i łaska..” Petera Brooka tworzy mozaikę przemyśleń artysty. Jego pasji z jaką wydobywał na powierzchnię to, co ukryte, a co ciągle aktualne. Z jaką dawał energię sztuce teatralnej. Jego fascynacji z jaką ukazywał bogactwo świata zewnętrznego, politycznego, świata psychicznego i duchowego. Bo tylko teatr uczy słuchać. Widzieć to, co niewidoczne, to coś, co wykracza poza rozumowe interpretacje i nie daje się „uwięzić” w dyskursie.
Eseje są barwną lekturą dla wszystkich czytających, analizujących, oglądających twórczość Szekspira. Dla tych, którzy kochają teatr, też teatr Petera Brooka 🙂
O kurczę, ale ciekawostki planuję powrócić do twórczości Szekspira, ależ mnie zaskoczyłaś tymi nowinkami, pozycja jak najbardziej warta uwagi.
Z przeszłością zawsze tak jest, że wydaje się ruchoma i niezbadana. Kiedyś natrafiłam na piękne stwierdzenie, aby dokumentować wszystko wokół, a szczególnie kryzysowe przypadki narodowe, bo później w przyszłości, ktoś może stwierdzić, że to w ogóle nie istniało. I podobnie z twórczością, zarówno pisarską jak i malarską, rzemiosłem, zawsze jest tak samo. Zawsze znajdzie się ktoś, kto sądzi, że może zamieszać w przeszłości, że wie lepiej, że odkrył źródła, których nikt nigdy nie odnalazł. I choć trzeba przyznać, że takie rozważania i gdybania są interesujące i potrafią zainspirować człowieka do myślenia, sądzę, że są też nie całkiem rozsądne. Wiem, że historycy z natury grzebią w przeszłości, lecz gdy robią to z umiarem i czystym rozsądkiem, to zgoda. Jeśli jednak wysnuwają teorie, które są tylko wyssane z palca, zaczyna się prawdziwy galimatias.
Nie wątpię, że wielu to zainteresuje. Ja staram się nie czytać takich spekulacji, dotyczących tematów, na których się nie znam, ponieważ poprzez moją niewiedzę, łatwo można wprowadzić mnie w błąd. Trzeba przyznać jednak, że ktoś kto się porywa na walkę z przeszłością potrzebuje dużo samozaparcia, aby przeszukać wszystkie potrzebne dokumenty i sporządzić z tego jedną wielką spójną całość 🙂
Bardzo proszę 🙂 To z ostatnich wieści wydawnictwa, które bardzo lubię, i które jest z Trójmiasta.
Świetnie to ujęłaś. Bardzo wyczerpujący komentarz 😉
Nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób – szukania dowodów i mrówczej pracy. Pokusa wątpienia i zaprzeczania w autorstwo bywa chyba większa, niż wkład badań, które trzeba wykonać. Może chodzi o rozgłos, przy etykiecie "Szekspir".
Pozdrawiam Cię 🙂
Podobnie jak z siostrami Bronte i ich całą twórczością. Domysły, spekulacje, hipotezy. To zawsze interesuje. A o Szekspirze to nawet nie słyszałam 🙂
Rozumiem, że chodzi Ci o podważanie autorstwa sztuk Szekspira 😉 były takie głosy i legenda nadal krąży, bo wiele przemawia za tym, że mógł nie być autorem wszystkich swoich dzieł, ale więcej argumentów, iż był poetą genialnym. Ja jestem za jego dramatami i uwielbiam artystę, niech tak zostanie.
Nie mogę powiedzieć, że kocham teatr, bo za rzadko tam bywam, niestety. A książką bardzo mnie zainteresowałaś. Swoją drogą, ciekawe czy kiedykolwiek się dowiemy, jak to naprawdę było z Szekspirem i autorstwem przypisywanych mu dzieł.
O tym rozpisuje się Peter Brook. Jego argumenty do mnie przemawiają i ja to kupuję.
Tę książkę świetnie się czyta, bo jest napisana bez patosu, często towarzyszącemu dziełom Szekspira i jego inscenizacjom. Momentami śmieszna, wspomina skandale towarzyszące aktorom – sławom, często skłania do przemyśleń i zachęca do pokochania teatru. Polecam Ci 🙂
Też jestem bardzo zaskoczona i zaciekawiona. Chyba w przyszłości się rozejrzę za tą książką. 🙂
Polecam 🙂
Jeśli chodzi tylko o rozgłos, to bardzo nie fair, ponieważ właśnie takim zaprzeczaniem i poprzez takie wątpliwości, ludzie coraz więcej główkują, czy prawda, którą podają ludzie bądź stare dokumenty, w istocie jest prawdą. Odrobinę patowa sytuacja.
Również pozdrawiam 🙂
Zgadzam się. To zwykłe draństwo!
No proszę. I znów wraca temat "czy Shakespeare napisał swoje sztuki?". Podobnie do tego "czy Sokrates naprawdę istniał?" i "czy Elvis żyje?". Chętnie poszukam i przeczytam pozycję Brooka. Lubię Stratfordczyka, opowieści o nim i odszukiwanie jego wpływów. Dziwny jestem, wiem :v)
(http://marginopis.blogspot.com/search/label/Shakespeare)
Ja opowiadam się za wersją, że William Szekspir był… kobietą. 😉 To oczywiście moja prywatna kpina z w sumie typowo akademicko-szkolnych dociekań o autorstwie dzieł przypisywanych Szekspirowi (to samo dotyczy twórczości Homera oraz wielu polskich barokowych twórców). Uczono mnie, by jednak oddzielać osobę autora od jego twórczości, która broni się sama. Dzieła przypisywane Szekspirowi są bezsprzecznie genialne i nie ma znaczenia, czy dramaturg był tylko aktorem, czy może angielskim arystokratą. 🙂