Margaret Mazzantini napisała książkę o irracjonalnej sile miłości. O tym, jak życie zmusza do zmierzenia się z własnymi słabościami. Każe zatrzymać się.

„(…) nic nie może nas uratować przed nami samymi, a wyrozumiałość dla siebie jest jak jabłko, które spada na ziemię już robaczywe.”

Wszystko zmienia się w jednej chwili, gdy życie dziecka wisi na włosku – zatrzymuje się, a w głowie ojca, oczekującego na wynik operacji, zaczyna się gonitwa myśli, wyrzutów sumienia, wspomnień, niewypowiedzianych słów. Spowiedź – próba rozliczenia się z samym sobą. Czy wszystko mogło wyglądać inaczej, gdyby inaczej potoczyła się przeszłość?
 
Timoteo, uznany chirurg, ma – piękną żonę, zdolną córkę, grono wiernych przyjaciół, dom, prestiżowe stanowisko. Jest człowiekiem spełnionym. Jego życie nie ma rys, ani niebezpiecznych zakrętów. Aż do momentu przypadkowego spotkania z kobietą, na którą nigdy nie zwróciłby uwagi. Nie zainteresowałby się jej nieciekawym wyglądem, nie dostrzegłby jej uśmiechu, a jej chudość bardziej go odstręczała niż pociągała. „Była jak klaun, którego cyrk zapomniał zabrać ze sobą.”. A jednak pokochał ją miłością dziką i trudną do pojęcia. Ciągle do niej wracał, do tej kobiety przypominającej „jaskrawego pajaca”. Czuł się z nią szczęśliwy, spełniony, bezpieczny w jej obskurnym mieszkaniu.
 
„W czasie tych euforycznych i żałosnych odwiedzin u niej stawałem się bezczelnym chłopcem, jakim zawsze chciałem być, ale jakim nigdy nie byłem. (…) A potem czułem się równie samotny jak przedtem. Ale pozostawał we mnie smak przewinienia, wyłaniał się z moich ciemności i już mnie nie odstępował, kiedy, jak choćby teraz, patrzyłem na kępę trzcin po drugiej stronie ogrodu, chwiejących się łagodnie na wietrze”.
 
Przy kochance – Italii, zrozumiał, że  związek z żoną wypalił się. Małżeństwo przypominało „stary płaszcz, który latami traci swoją pierwotną formę”. Nie łączyło ich nic oprócz wspomnień. Postanawia odejść. Nie chce żyć w kłamstwie.
 
„Już jej nie kocham, ale może nigdy nie kochałem jej naprawdę, może tylko mnie przywłaszczyła. Poddawałem się jej tyranii, czasami byłem nią zachwycony, czasami wystraszony, aż w końcu zaczęło mi to dokuczać”.
 
Jednak plan rozliczenia się z dotychczasowym życiem nie zostaje zrealizowany. Timoteo nie rozstaje się z żoną. Opuszcza Italię. Ta miłość nie ma szczęśliwego zakończenia. Nie zaczęła się dobrze, tragicznie się kończy…
 
Życie mężczyzny toczy się dalej swoim zwyczajnym trybem, do momentu, gdy jego córka ma wypadek na skuterze. W jednej chwili „zmienił się w popiół, który żyje”. Rozlicza się z własnych błędów. Zdaje sobie sprawę jak kochał Italię i jak zależy mu na piętnastoletniej Angeli. Czy wyznanie zdoła ocalić życie?
 
Książka Margaret Mazzantini opisuje jak „podstępne jest cierpienie, jak szybko nas sobie podporządkowuje. Jest jak żrący kwas, który rozpuszcza wszystko do dna”. Przedstawia historię trudną, tragiczną i boleśnie prawdziwą. Nic tu nie jest oczywiste i nie podlega jednoznacznej ocenie. Nie ma ucieczki przed samym sobą…