dom nad rzeką
„Nie chcę mówić o rzeczach bardzo poważnych, poruszających, problematycznych, ponieważ chcę kochać życie, takim jakie jest. To znaczy życie z całym jego bólem i z jego nieszczęściami. Bo nie da się żyć obok nich, trzeba je przeżyć. Nawet w najbardziej mrocznej sytuacji szukam światła” – stwierdza Schmitt w jednym z wywiadów. (źródło cytatu)

 
Słowa te stają się kluczowe w trakcie interpretacji utworu – „Tajemnica Pani Ming”  Erica- Emmanuela Schmitta. Książka opowiada o przypadkowym spotkaniu dwóch osób, reprezentujących zupełnie odmienne światy, różne problemy, inne wartości. Chinka i nowoczesny Europejczyk reprezentują różne światy…
 
Stara Chinka – opowiada o dziesięciorgu dzieciach. Kocha każde z nich całym sercem. Fantazjuje o swojej licznej rodzinie, która pokonuje każdą przeszkodę. Jest szczęśliwa dzięki wymyślonej opowieści. Bo czyż nie lepiej żyć pięknym złudzeniem niż straszną rzeczywistością? Czy prawdą jest, tylko najbardziej odpowiadające nam kłamstwo?
 
Francuz, biznesmen, człowiek wykształcony, daje się uwieść jej historii. Ta prymitywna, zdawałoby się osoba, zadziwia go swoją przenikliwością. Prześwietla mężczyznę na wylot, jego problemy, rozterki, jego kłamstwa. Daje mu do myślenia, skłania do podjęcia decyzji, które są w życiu najważniejsze. Podpowiada jak żyć w świecie, którym lęk i pośpiech robi zawrotną karierę.
 
Dla Europejczyka spotkanie z panią Ming jest prawdziwą lekcją, dotycząca życia. Dzięki niezwykłej osobie, życie Francuza zmienia się na zawsze. Dostrzega, że to w ludzkich umysłach przetrwała myśl starożytnych mędrców, a nie w kamieniach czy księgach. Rozumie, że to mądrość przeszłości, pozwoliła im przetrwać najgorsze chwile i nic nie jest w stanie tego zmienić.
 
„W mózgach tych ludzi mieszkał Konfucjusz: jego obrona miłości rodzinnej, jego kult szacunku, jego walka z nadużyciami przetrwały w ich głowach. W przeciwieństwie do Europejczyków, którzy zachowują galloromańskie ruiny w sercu swoich metropolii, lecz zapominają o Senece, i odwiedzają katedry, choć odstępują od chrześcijaństwa, Chińczycy nie lokują swojej kultury w kamieniach. Tutaj przeszłość stanowiła teraźniejszość ducha, nie odcisk w skale.(…) Mądrość tkwiła w tym, co niewidzialne, a to, co niewidzialne okazuje się wieczne dzięki nieskończonym metamorfozom, podczas gdy kamień ulega erozji”. 
Opowiadanie Schmitta – „Tajemnica Pani Ming”, urzeka prostotą, intryguje, stawia szereg pytań. Czy prawda to najlepsze z kłamstw? Jak krucha jest granica między prawdą, a zmyśleniem? Gdzie leży złoty środek między marzeniem, a rzeczywistością?
 
Autor w niewielkim objętościowo utworze, zawarł kwintesencję swojej filozofii, czyli to, co odzwierciedla życie. Wszystkie jego strony: ból radość, szczęście, smutek, żal, cierpienie.
 
Zawsze uważałam, że prawda jest dla mnie najważniejsza. Ale czy w rzeczywistości tak jest…? – zadaję sobie pytanie, po przeczytaniu utworu Schmitta. Czy przypadkiem nie wolę żyć iluzją i wiele nie zauważać… bo wiem, że nie wygram, że jestem tylko pionkiem i nic nie da moje głośne „nie!”. To okrutna refleksja. I jeszcze to, że prawda „wcale nie sprawia wrażenia prawdziwej – większość kłamstw jest zręczniej wymyślona”.
 
Polecam „Tajemnicę pani Ming” jako słodko-gorzką refleksję na temat prawdy i rozwikłania tajemnicy dwóch kultur:
 
„Chiny są nie tyle krajem ile tajemnicą”.