miłości

Według jakich zasad żyję? Czy mam w życiu drogowskazy, dzięki którym obieram odpowiedni kierunek? Podejmuję taką, a nie inną decyzję? A może, postępuję wedle swoich  zachcianek i bezkrytycznie? Czy czuję się wolna? Czy kocham…

Te pytania, zadałam sobie po przeczytaniu książki Elif Shafak pt. „Czterdzieści zasad miłości”. Tytuł wydał mi się zupełnie infantylny wśród licznych romansideł i super poradników. A jednak… zaczęłam czytać. Nie żałuję. Okazała się pamfletem filozoficznym, który dał mi więcej niż się spodziewałam. Skłonił do zweryfikowania wyobrażeń na temat wartości duchowych, kruchości istnienia, nieuchronności przeznaczenia i miłości. Ta książka to niesamowita lekcja o tym, jak przeszłość i teraźniejszość są ze sobą połączone. To piękna i barwnie utkana historia z uniwersalnym przesłaniem.

 

„Życie bez miłości w ogóle się nie liczy. Nie pytaj, jakiej miłości masz poszukiwać, duchowej czy materialnej, boskiej czy ziemskiej, wschodniej czy zachodniej… Jedne podziały prowadzą tylko do kolejnych. Miłość nie zna etykiet i definicji. Jest tym, czym jest – czysta i prosta. Miłość to woda życia. A miłujący to ognista dusza! Kiedy ogień pokocha wodę, wszechświat kręci się inaczej”.

Bohaterka powieści – Ella Rubenstein prowadzi spokojne, ustabilizowane życie. Z pozoru wydaje się, że ma wszystko, co potrzebne do szczęścia: kochającego męża, trójkę wspaniałych i zdolnych dzieci, którymi się opiekuje i okazały dom. Za tym idealnym światem kryje się sfrustrowana, trochę zgorzkniała i niewiarygodnie samotna kobieta, która postanawia wprowadzić w swoim życiu zmiany. Pewnego dnia przyjmuje pracę recenzentki w prestiżowym wydawnictwie. Dostaje zlecenie napisania opinii. Strona po stronie wdraża się w powieść – „Słodkie bluźnierstwo”, rozgrywającej się w trzynastym wieku, gdzieś w orientalnym zakątku świata, gdzie tworzy poeta Rumi. Pod wpływem lektury, coraz bardziej ulega filozofii sufizmu. Czaruje ją egzotyczny świat powieści. Podziwia jego bohaterów: Szamsa – wędrownego derwisza, mistyka i poetę – Rumiego, odważną kurtyzanę – Różę Pustyni.

czterdzieści zasad miłości
Powieść zmienia Ellę na zawsze. Na tyle, że dociera do niej bezsens dotychczasowej egzystencji. Postanawia napisać do autora i opowiedzieć mu swoją historię. Od tej rozmowy, zacznie się nowy etap w jej życiu. Nic już nie będzie takie, jak wcześniej…

 

„Poszukiwanie Miłości nas przemienia. Wśród tych, którzy dążą do Miłości, nie ma takiego, który by nie dojrzał po drodze. Już w chwili gdy zaczynasz szukać Miłości, przemieniasz się zewnętrznie i wewnętrznie”.

Kobieta dojrzewa do decyzji i zostawia za sobą to, co nie miało już dla niej znaczenia. Idzie za głosem serca, zupełnie jak bohaterowie średniowiecznej historii. Dwie różne, a jednak dopełniające się próby zdefiniowania pojęcia miłości, też życia.
Obserwujemy dzisiejszy świat Bostonu i trzynastowiecznej Konoyi. Współczesność przeplata się z najdawniejszymi wiekami, bo chociaż ludzi dzieli czas, granice, religia, kultura to łączy jedno – uczucie. „Czterdzieści zasad” ujawnia nam tajemnice miłości – uzdrawiającą moc, piękno i ponadczasowość. Nie ma znaczenia narodowość, religia, granice, bogactwa, uroda, wiek… Wszystko staje się względne.

 

„Naszą wiarą jest religia miłości. Wszystkich nas łączy łańcuch serc. Jedno z ogniw się zrywa, gdzie indziej powstaje nowe. (…) Imiona zmieniają się przychodzą i odchodzą, lecz zostaje ta sama esencja”.

To książka o przekraczaniu granic własnego „ja”, o dostrzeganiu wewnętrznego piękna i duchowości o cudzie przyrody, o poszanowaniu drugiego człowieka, i odnajdywaniu Boga. O poszukiwaniu szczęścia wśród trudów i przeciwności losu. O stracie i pokornej zgodzie na to, co niesie czas. Wreszcie o nas, współczesnych  nomadach, błądzących bez celu, skupionych na dogadzaniu sobie i krytycznych wobec innych, zagłuszających samotność i goniących za ułudą szczęścia. A przecież nasza droga nie zmienia się od tysięcy lat…

 

„Dwudziesty pierwszy wiek pod wieloma względami wcale tak bardzo nie różni się od trzynastego. Oba stulecia przejdą do historii jako epoki bezprecedensowych starć na tle religijnym, nieporozumień kulturowych, ogólnego poczucia niepewności oraz lęku przed Innym. W takich właśnie czasach potrzeba miłości jest większa niż kiedykolwiek”.

Elif Shafak opowiada nam tę opowieść niczym współczesna Szeherezada. Zaprasza do świata orientu, w którym mieszają się religie i kultury, gdzie słońce pali mocniej żebraka, a tajemniczy derwisze odgrywają sema, kobiety zasłaniają twarze i kochają bez pamięci, meczety są zatłoczone i duszne. Rzeczywistość pełna jest żywych barw i ostrych kontrastów. To powieść gęsta od symboliki, przesycona kobiecą atmosferą, spokojna i niezwykle refleksyjna. Działająca jak kojący balsam i zniewalająco mądra.