Nie była chętna, by mówić o sobie. Im mniej, tym lepiej i jakby ładniej, uważała. Co zupełnie nie zgadzało się z epoką, na którą przypadł jej pełen blasku schyłek życia.

Niewiele o niej wiemy. Twierdziła, że za poetę mówią jego wiersze. Dlatego tę poetycką układankę o jej życiu, składa Michał Rusinek – I Sekretarz poetki, w swojej książce „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”
 
Jego wspomnienia to kunsztowna mozaika, składająca się z osób, wydarzeń, podróży, stwierdzeń, fragmentów poezji, zdjęć, wycinanek. Tworzy obraz osoby skromnej, powściągliwej, uważnej, z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie i świata. Taka była i jaka jeszcze?
 
Unikała rozgłosu. Jednak nie udało się jej uciec przed Nagrodą Nobla. Nie aspirowała do międzynarodowych zaszczytów i wyróżnień. Była chyba jedyną poetką na świecie, która nie chciała dostać Nobla.  Nie dla niej sława i blask fleszy i zamieszanie, nie dla niej wywiady, wieczory autorskie i peany na jej cześć. Cały zgiełk i chaos jakiego doświadczała po otrzymaniu nagrody wprawiał ją w ogromne zakłopotanie. Potrzebowała wsparcia. Tylko na kilka miesięcy, potem wszystko miało przycichnąć. Dla niej najważniejsze było poczucie wewnętrznego spokoju, aby tworzyć wiersze. Ratunkiem na sterty listów, nieustannie wydzwaniający telefon, na zaproszenia w przeróżnych mniej lub bardziej oficjalnych galach i inne życiowe kurioza, których zupełnie się nie spodziewała miał być Michał Rusinek. Wydelegowany przez serdeczną przyjaciółkę poetki Teresę Walas. Tak został sekretarzem Noblistki – „doprawdy, nie było w tym nic zwyczajnego”. 
 
„Kiedy przyszedłem po raz pierwszy do Szymborskiej, do maleńkiego zadymionego mieszkania przy Chocimskiej 19, otworzyła mi Teresa Walas. (…) Zostaliśmy we trójkę, z Teresą. Wyjaśniła nam, że gniazdko telefoniczne jest za regałem i nie ma jak wyjąć z niego wtyczki. Numer był wprawdzie zastrzeżony, ale wszyscy go znali; telefon dzwonił podobno nawet w nocy, bo niektórzy sądzili, że jest numerem faksu w jakimś biurze czy sekretariacie. Wówczas uprzejmie poprosiłem o nożyczki. Przeciąłem kabel. Telefon przestał dzwonić. Szymborska Wykrzyknęła: „Genialne!” I tak zostałem przyjęty do pracy”.
 
Rusinek miał zostać na chwilę, a ta przeciągnęła się… i trwała 15 lat. Przez ten czas, poznał osobę, wymykającą się wszelkim konwenansom. Dzięki temu, mógł opisać jej zwyczaje, drobne słabości, pasje, poczucie humoru, przyjaciół, uniki stosowane w momencie wielkich wystąpień czy szumnych spotkań. Odtworzył portret kobiety niezwykle skromnej, powściągliwej. Osoby obdarzonej poczuciem humoru, przede wszystkim wnikliwej obserwatorki codzienności. W każdym jego zdaniu czuć zachwyt i uwielbienie dla Mistrzyni Słowa, chroniącej się przed chaosem świata, za zasłoną z limeryków, śmiesznych wyliczanek i niedopowiedzeń. I jeśli tylko, uważnie czyta się tę opowieść, można odkryć pod tym tajemniczym uśmiechem, dużo prawdy i życiowej mądrości. Bo każda z jej zabaw – loteryjka, wyliczanka, wycinanka wręczona z pewnej okazji, ma swój dalszy ciąg, zakończony wierszem, żeby było ciekawiej, żaden z tych wierszy nie jest podsumowaniem. Zawsze utwór jest rozmową, zachętą do dalszej dyskusji, „nigdy kategorycznym postawieniem kropki”, co podkreśla autor.
 
„(…) mogłem zauważyć zasadę powstawania wierszy: krążenie wokół tematu, rozmowę o nim. Rozmowę w języku, który tak niewiele odbiegał od języka poezji Szymborskiej. Jej pisanie było podporządkowane rytmowi mówienia. Rytmowi oddechu, który z wiekiem i też z każdą kolejną paczką papierosów robił się coraz krótszy”.
 

Esencją książki są utwory Szymborskiej. Poezja z różnych okresów, ale najczęściej ta po Noblu. Twórczość jest dopełnieniem życiorysu. Pisanie było dla niej najważniejsze, co wielokrotnie opisuje sekretarz. Wisława wie, że ma swoją „poetycką misje” do wypełnienia. „Że wie, że powinna pisać, a nie marnować czasu na bezsensowne sprawy”. Nie opuszcza jej dziewczęca ciekawość, skupiająca się na rzeczach zwykłych, codziennych, na rozmowach z prostymi ludźmi. Kolejne miejsce zajmuje zdziwienie i pewien rodzaj spraw, wcale niełatwych, które zdarzają się w życiu, a to razem tworzy rodzaj materii do tworzenia. To twórczość oparta na anegdocie, paradoksie, na ironicznym błysku myśli, zdarza się, że coś nam pokaże w ulotnej chwili…

Najbardziej przejmująca część w książce Rusinka – „początek końca” – umieranie. Szymborska odchodzi. Nie widać u niej cierpienia, strachu, goryczy. Przygotowuje się do niej z wielkim pietyzmem, każdego dnia…  wierna słowom poety: „nie jestem za życiem za wszelką cenę”.

„Nic zwyczajnego…” to opowieść nadzwyczajna! Wspomnienie Rusinka o Szymborskiej jest na wskroś prawdziwe. Bez upiększania, bez pomnika. Złożone z codziennych szarości i blasków, zakłopotań Wielkiej Poetki, z niedoskonałości w całej jej paradoksalnej doskonałości. Autor nie próbuje postawić się w roli kogoś niezwykłego, wyróżnionego. Nie przekonuje czytelnika/mnie do określonego obrazu Noblistki. Nic z tych rzeczy, i to jest największą siłą i zaletą tej książki. Zwykłe sprawy niezwykłej osoby, opisane w sposób rzeczowy, często zabawny i wzruszający.

 
Lektura zachwyca! Choć przez moment, pobyłam z „Osobliwością” i co się z tym wiąże, zbliżyłam się do istoty jej poezji.