„Kolibra lot ostatni” Pawła Huellego, to opowieść o Gombrowiczu, dobrze wyreżyserowana przez Krzysztofa Babickiego, w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Usłyszymy fragmenty – Ferdydurke, Kosmos, Dzienniki, Kronos… Utwory mieszają się, dopełniając i jednocześnie, obnażając wnętrze Gombrowicza. Z całym jego wahaniem, zagubieniem, poszukiwaniem formy i obalaniem schematów. Ten niepozorny mężczyzna o narcystycznym usposobieniu, ze swymi skrywanymi namiętnościami, widzi i czuje więcej. Potrafi traktować innych z intelektualną wyższością, ale z drugiej strony lgnie do nich.
Dariusz Szymaniak w roli Witoldo kreuje postać niezwykle realistyczną – drobny mężczyzna, ubrany w szary garnitur, wydaje się zwykłym przeciętniakiem, zanurzonym w prozie życia. Tworzy postać barwną – samotną, uwikłaną w dylematy. Dozuje słowa, gra emocjami. Wskrzesza Gombrowicza.
Drugim biegunem tej sztuki jest Gdynia. Polski „Nowy York” staje się mekką dla szukających rozrywki. Błyszczy neonami. Zaprasza do klubów, gdzieś na Morskiej, Portowej, Placu Kaszubskim. Tu dzieje się życie – chętne tancerki obiecują raj, załatwiane są ciemne interesy, a w oparach dusznej atmosfery toczą się literackie dyskusje.
To właśnie tu Gombrowicz wraz ze swoim kompanem Straszewiczem (ciekawa rola Piotra Michalskiego) spędza ostatni wieczór, przed wypłynięciem statkiem do Argentyny. Tutaj też spotyka Walka, przyjaciela z dzieciństwa, który nagle zostaje zamordowany…
Spektakl tworzy collage utkany z cytatów, obrazów i szlagierów muzycznych przedwojennej Gdyni. Nie porywa . Pod kaskadą cytatów i odniesień gubimy sens. Zabawa, artystowskie deklaracje, trup w łóżku.
„Kolibra lot ostatni” w reż. Krzysztofa Babickiego to spektakl w rytmie chaotycznych obrazów i odniesień. Ani to satyra, ani musical… Jedynie oprawa muzyczna Marka Kuczyńskiego ma swój porządek – towarzyszy nam tango, wnosząc napięcie. Przez cały spektakl unosi się duch zagrożenia, zbliżającej się wojny.
Wszystko jest tu chwilowe, ulotne. Podkreśla to scenografia Jagny Janickiej – bardzo oszczędna, wnętrze statku, gotowego do odpłynięcia.
Ta sceniczna fantasmagoria przypomina kolorowy gdyński korowód, na którego tle ożywa Witold Gombrowicz.